Po rozmowie z Ginny Hermiona czuła się zdecydowanie
lepiej. W duchu ganiła samą siebie, że dała się tak wyprowadzić z równowagi.
Wiedziała, że żaden chłopak nie jest wart jej łez i nie mogła się doczekać,
kiedy powie o tym Ronowi. Ciekawa była jego reakcji – zastanawiała się, czy w
ogóle przejmie się tym, co ma zamiar mu oznajmić. Nie chciała się przyznać
przed samą sobą, ale łudziła się, że słowa podziałają na niego jak kubeł zimnej
wody i że będzie ją prosił o drugą szansę, której ona zdecydowanie nie chciała
mu dać. Czuła się jak typowa kobieta – pragnęła, by o nią zabiegał, tylko po
to, aby go odrzucić. Trochę było jej żal na myśl, że ich relacje już nigdy nie
wrócą do normy i że z pewnością przyjaźń z Harrym na tym wszystkim ucierpi, ale
cóż mogła na to poradzić. Na pewno trwanie w niezdrowej relacji również
negatywnie wpływało na jej stosunki z Potterem, który zaczął się izolować i
unikał przebywania w towarzystwie pary.
Jakież było zdziwienie Hermiony, gdy kolejnego dnia
rano, schodząc zaspana z dormitorium do jeszcze pustego pokoju wspólnego,
napotkała na swojej drodze Weasleya, który czekał na nią z bukietem nieco
pokracznie wyglądających, obwiędłych, prawdopodobnie własnoręcznie
wyczarowanych polnych kwiatów.
– Dzień dobry – uśmiechnął się, wręczając kwiaty.
Piegowata twarz Rona była cała zarumieniona, a oczy
błyszczały. Nie wydawał się on speszony, ale podekscytowany. Z dumnie wypiętą
piersią i wyjątkowo ładnie uczesanymi włosami oczekiwał reakcji Gryfonki.
Dziewczyna spojrzała na niego zaszokowana. Pod kaskadą
kasztanowych włosów kłębiło się tyle myśli. Granger nie wiedziała, czy
stanowczo odrzucić tę próbę pojednania, czy może paść w objęcia (ex)ukochanemu.
Mimowolnie na jej twarzy zagościł uśmiech – przyjęła kwiaty. Mimo że nie były
najpiękniejsze, to ważny dla niej był sam gest. Jej serce zabiło mocniej tak,
jak wtedy gdy pierwszy raz zrozumiała, że go kocha.
Ron przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił,
szepcząc:
– To jeszcze nie wszystko – owionął słodkim oddechem
twarz dziewczyny. – Zrozumiałem, czego potrzebujesz.
Hermiona spojrzała na niego wzrokiem pełnym radości.
Wczoraj była tak bezradna, a teraz poczuła się bezgranicznie szczęśliwa.
Zapomniała o wszystkich kłótniach i o rozmowie z Ginny. Nie pamiętała o tym, że
miała z nim zerwać. Nie mogła uwierzyć w to, co się teraz dzieje. Ponownie
wstąpiła w nią nadzieja na poprawę zachowania chłopaka. Pragnęła usłyszeć, że
od teraz będzie inaczej, że spełnią się jej wszystkie oczekiwania, że będzie ją
kochał i adorował, dawał ciepło i szczęście.
– Co to znaczy? – spytała.
– Chcę zabrać cię dzisiaj w jedno magiczne miejsce –
Ron uśmiechnął się szelmowsko. – Dwie godziny po kolacji spotkamy się na
siódmym piętrze pod Pokojem Życzeń.
Granger odsunęła się, zbita z tropu.
– I czego sobie zażyczymy?
Weasley silnie objął ją w tali i pochylił się,
muskając wargami jej ucho.
– Dużego łóżka, w którym dowoli będziemy mogli
figlować – szepnął i dodał na końcu ciche mruknięcie.
Odsunął się, chcąc ujrzeć na twarzy dziewczyny
ekscytację. Jak bardzo się zdziwił, gdy ta wycelowała w niego różdżką
pośpiesznie wyjętą z kieszeni, odrzucając włosy do tyłu i zaciskając usta w
wąską linię. Przez jej głowę przebiegło tyle zaklęć, których mogła użyć, aby
ukarać Gryfona za ten kompletny brak taktu, szacunku i dojrzałości. Petrificus totallus! Expeliarmus!
– Wingardium
leviosa! – wykrzyknęła w końcu.
Ron uniósł się w powietrze i zaczął machać rękami
tak, jakby wierzył, że mu wyrosną skrzydła.
– Jak śmiesz – syknęła Hermiona. – Czy naprawdę
myślałeś, że o to właśnie mi chodzi? Myślałeś, że się ze mną prześpisz i nasze
problemy znikną?
Dziewczyna pomyślała, że nikt nigdy tak bardzo jej
nie zirytował. Nie mogła uwierzyć, że Ron jest tak tępym, gburowatym ogierem,
któremu tylko jedno w głowie. Była zła też na siebie za ten krótki moment
słabości, kiedy wstąpiła w nią nadzieja na poprawę jej relacji z chłopakiem. W
duchu karciła samą siebie. Już dawno powinna zrozumieć, że nic z tego nie
będzie. Już dawno powinna przestać żyć nadzieją i przygotować się na rozstanie.
Teraz tak bardzo pragnęła coś rozwalić, zbić, podrzeć – po prostu się wyżyć. Machnęła
różdżką, a chłopak zaczął obijać się o sufit.
Przywołani głośnymi krzykami Weasleya proszącymi o
odstawienie na ziemię zaspani Gryfoni zaczęli schodzić się do pokoju, lecz
widząc, co się dzieje, zrezygnowali z przyglądania się widowisku, bojąc się,
żeby samemu oberwą zaklęciem.
– Ron, zawiodłam się na tobie.
Granger opuściła różdżkę i chłopak z łoskotem zwalił
się na gruby dywan, z którego wzbiły się kłęby kurzu.
– Już nic mnie z tobą nie łączy – powiedziała
Hermiona opanowanym głosem, kierując się w stronę dziury za obrazem. – Możesz
zaciągnąć inną dziewczynę do Pokoju Życzeń. Koniec z nami. Oppugno!
Rój żółtych ptaszków pojawił się znikąd i po chwili
krążenia nad głową czarownicy zaczął ostro pikować w kierunku obezwładnionego
Weasleya, który ledwo zdołał unieść rękę, aby ochronić głowę.
Granger nie obchodziło, co dalej się wydarzy. Zniknęła
w dziurze za obrazem i poszła na śniadanie. Tak szybko oddalała się od pokoju
wspólnego, że nie zauważała mijanych ludzi ani drogi, którą idzie. Z jednej
strony w końcu czuła się wolna, a z drugiej strony było jej głupio, że tak dała
się ponieść emocjom. W tamtej chwili zniewaga, jaka ją dotknęła, przeważyła
szalę goryczy i musiała znaleźć ujście.
Zbliżając się okrężnymi drogami do Wielkiej Sali,
była pewna, że najpóźniej na pierwszej lekcji po śniadaniu szkoła będzie huczeć
od plotek. Już wyobrażała sobie te wszystkie szepty i ciążące na niej
spojrzenie. Poniekąd była do tego przyzwyczajona, bo w końcu przyjaźniła się z
Harrym Potterem, co zawsze przyciągało wzrok, jednak mimo wszystko czuła się
stremowana, jak przed pierwszym występem w przedszkolu, kiedy jeszcze nie znała
swoich magicznych umiejętności.
O dziwo, podczas śniadania nikt nawet nie dał znać,
że wie, co miało miejsce w pokoju wspólnym Gryffindoru – każdy był zajęty swoim
talerzem i rozmową z przyjaciółmi, nikogo nie interesowały ploteczki duchów czy
postaci na obrazach.
Hermiona usiadła między Ginny a Harrym, rozdzielając
ich tym samym.
– Cześć – mruknęła. – Piękna pogoda.
Sklepienie Wielkiej Sali spowite było ciemnymi
chmurami zwiastującymi nadchodzącą ulewę. Późna jesień w Szkocji każdego dnia
zaskakiwała – niemożliwym było przewidzenie, czy kolejnego dnia będzie padać,
czy raczej nie trzeba się o to obawiać.
– Kiepskie warunki na quidditcha – powiedziała Ginny.
– Oby nie trzeba było odwołać treningu – rzekł
zafrasowany Harry, szukając czegoś w torbie.
Siostra Rona sięgnęła po leżącą obok niej starą
książkę.
– Tego szukasz? – spytała.
– Harry, naprawdę uważam, że powinieneś oddać tę
książkę – oburzyła się Granger, widząc, co to za podręcznik.
Potter spojrzał na nią znad łyżki owsianki.
– Po prostu przyznaj, że jesteś zła, bo Książę jest
lepszy od ciebie – wyszczerzył zęby w zadziornym uśmieszku.
Hermiona prychnęła pogardliwie.
– Książe? – powiedziała sarkastycznie. – Ktoś tak przepełniony pychą, aby nazwać się
Księciem, nie jest dla mnie żadnym autorytetem, a tym bardziej konkurencją –
powiedziała dumnie.
Harry wymienił z Ginny rozbawione spojrzenia.
Reszta śniadania upłynęła im na wymienianiu uwag na
temat nowego kapelusza pani Sprout. Żadne z trójki nie wspomniało o Ronie,
który pojawił się na śniadaniu piętnaście minut po Hermionie. Minę miał
nietęgą. Wcześniejsza starannie ułożona fryzura zmieniła się w standardowo
rozczochraną rudą grzywę, a na czole powoli zaczynał wyrastać mu niemały guz.
Szatę miał przykurzoną i nieco pomiętą. Nie zaszczyciwszy spojrzeniem swojej
byłej dziewczyny, usiadł koło Deana i Parvati.
Hermiona z kamienną twarzą wstała od stołu. Chciała
rzucić krótką uwagę, że nie zwykła jeść przy jednym stole z takimi szumowinami,
bo zbiera jej się na wymioty, ale w ostatniej chwili zamknęła usta. Przecięła
jadalnię, czując na sobie czyjeś spojrzenie i udała się do lochów, aby tam
poczekać na dzwonek obwieszczający początek pierwszej lekcji, którą miały być dwugodzinne
eliksiry ze Ślizgonami.
Kiedy po dziesięciu minutach weszła do klasy,
zdecydowała się nie siadać obok Harry’ego i Rona. Bez słowa zajęła miejsce w
drugiej ławce obok jakiejś niezbyt urodziwej ani sympatycznej dziewczyny ze
Slytherinu. Podążając za poleceniami Slughorna, wyciągnęła podręcznik i otworzyła
go na stronie dwieście pięćdziesiątej trzeciej, gdzie znajdował się przepis na
Wywar Czystego Szaleństwa. Skompletowała potrzebne składniki i zapaliła ogień
pod swoim kociołkiem.
– Bardzo dobrze, panno Granger! – po półtorej godziny
usłyszała za swoimi plecami tubalny głos Slughorna. – Fiołkowa barwa i zapach
niepranych skarpetek – skrzywił się. – Idealnie! Zaraz zobaczymy, czy pan
Potter też swoich nie wyprał – roześmiał się ze swojego żartu, podczas gdy
uczniowie zachowali grobową ciszę.
Nauczyciel zmieszany poklepał dziewczynę po plecach i
pozwolił kontynuować mieszanie, oddalając się ciężkim krokiem w kierunku końca
sali, gdzie Harry pieczołowicie odmierzał na miedzianej wadze dwa gramy
chitynowych pancerzyków.
Hermiona odwróciła się zaciekawiona, aby zobaczyć,
czy tym razem okazała się lepsza. Jej wzrok napotkał spojrzenie Malfoya
siedzącego dwie ławki dalej. Twarz chłopaka była nieodgadniona – wyjątkowo nie
wyrażała odrazy, ale ciężko było z niej wyczytać jakiekolwiek uczucie lub
emocję, pozytywne lub negatywne. Jedynie jego oczy rozszerzyły się,
przeszywając dziewczynę niczym promienie X. Granger zdawało się, że Draco jest
smutny, ale nie miała czasu zastanawiać się nad tym, bo usłyszała bulgotanie w
swym kociołku i pośpiesznie musiała dodać korzeń mandragory, aby całość
finalnie była gotowa.
– Panie Weselby – z końca klasy dochodził głos
nauczyciela. – Proszę poprosić pana Pottera o przyjacielską pomoc albo
korepetycje, bo w takim tempie owutemy będzie pan zdawał ze swoją młodszą siostrą.
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, słysząc tę uwagę.
Wiedziała, że Ron nienawidzi, kiedy Slughorn przeinacza jego nazwisko.
Chwilę później zabrzmiał dzwonek obwieszczający
przerwę na drugie śniadanie.
Po skończonych lekcjach dziewczyna udała się do
pokoju wspólnego Gryffindoru, gdzie chciała dokończyć wypracowanie dla
Slughorna na temat wpływu jadu bazyliszka na działanie silnych trucizn. Nie
znalazła jednak nigdzie wolnego miejsca, a i też nie miała ochoty pracować w
tak zatłoczonym miejscu. Chciała dokończyć esej jeszcze przed kolacją, więc
spakowała do torby dwie rolki pergaminu, pióro z kałamarzem i podręcznik, po
czym poszła do biblioteki.
Mimo wczesnej pory pomieszczenie było spowite w
półmroku. Deszcz rytmicznie bębnił w szyby i dało się słyszeć hulanie wiatru, a
od okien ciągnęło zimne powietrze. Do Hermiony dochodziły ciche rozmowy
znajdujących się w bibliotece uczniów.
Dziewczyna podeszła do pustego stolika między dwoma
regałami. Wycelowała różdżką w najbliższą lampę naftową i mruknęła zaklęcie, a po
pomieszczeniu rozlało się światło. Gryfonka postawiła swoją torbę na biurku i
wypakowała rzeczy, po czym ściągnęła z półek potrzebne książki. Rozwinęła
pergamin, odkręciła kałamarz, lecz nie mogła skupić się na sformułowaniu
zdania. Przez głowę przewijały jej się sceny dzisiejszego poranka. Poczuła się
głupio. Pomyślała, że będzie jej brakowało chłopaka. Kto raz zaznał
przyjemności bycia z drugą osobą, już zawsze będzie do tego tęsknił. Tak też
czuła się Hermiona. Mimo że Ron nie dawał jej tego, co chciała, to zawsze miała
świadomość, że jest ktoś, kto ją wesprze i stanie za nią murem, kto będzie się
nią interesował i przed kim nie będzie wstydziła się wylać swoich żali. Może
Ron nie był idealny, ale dobrze było mieć faceta. Nie żałowała, że go
zostawiła. Żałowała, że już w żaden sposób nie będzie czuła bliskości drugiej
osoby. Bliskości mężczyzny.
Dziewczyna otrząsnęła się z tych myśli i umoczyła
pióro w kałamarzu.
Dobrze wychodzi Ci opisywanie, jednak kreacja bohaterów pozostawia wiele do życzenia. U Ciebie Hermiona jest pustą lalką, która pozbawiona jest głębszych przemyśleń. Głębszych, bo przemyślenia jakieś tam ma, a jednak to nie o to chodzi. Głupi Ronald, z którym nawet nie próbowałaś się pobawić i od razu w łatwy, mało wyszukany sposób pozbyłaś. Na mój gust trochę słabo, ale to dopiero 2 rozdział i na pewno kolejne będą coraz lepsze
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie zrazisz się moją krytyką!
Trzymaj się
Krytyka zawsze na początku trochę boli, ale przecież bez niej nic dobrego nigdy nie wychodzi :) Dziękuję za komentarz i Twoje spostrzeżenia - to dla mnie bardzo ważne.
UsuńPozdrawiam :)
Tak szybko? :O Ja jestem tylko biednym studentem w trakcie sesji, w końcu nie nadążę za Twoim tempem... ale dzięki za wymówkę w stylu "jeszcze tylko zamiotę pustynię i mogę się uczyć" :D Rozdział bardzo ciekawy... Hermiona już coś się zaczyna zastanawiać, myśli... może zacznie szukać kogoś "zamiast"? W końcu od zawsze wiadomo, że na starą miłość, najlepsza jest nowa :P Coś czuję, że zaraz tu się zrobi naprawdę ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dalej takie weny,
Martha D ;)
Dziękuję za motywację i obiecuję, że kolejne rozdziały nie będą się tak często pojawiały :D
UsuńPozdrawiam!
Haha nieźle Hermiona załatwiła Rona! Nie cierpię go więc cieszę się jak małe dziecko *.* Cieszę się także z tego, że to opowiadanie zapowiada się tak interesująco. Lubię ten moment zaskoczenia :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj krótko, bo mam mało czasu ehh
życzę weny i czasu na pisanie
Pozdrawiam Arcanum Felis
Serdecznie dziękuję za te kilka słów - to bardzo mobilizuje do pisania :)
UsuńPozdrawiam :)
Jeny, parę razy już jakoś mijałam ten opek, bo tytuł „istota bycia wężem” do mnie trafia, ale za każdym razem odrzucały mnie trzy rzeczy: strasznie słitaśnia, opciowa wręcz szata graficzna, wizja, że to dramione będzie na poziomie tryliarda innych i zwymiotuję przy pierwszych zdaniach, no i mała czcionka.
OdpowiedzUsuńA przyznam, że czyta mi się bardzo przyjemnie. Rozdziały są trochę krótkie, ale podoba mi się, że w opku pojawia się perspektywa i Hermiony, i Harry’ego. Mam nadzieję, że nie zrezygnujesz z tego drugiego i dalej będą się pojawiały fragmenty przedstawiające jego punkt widzenia.
Podoba mi się to, że nadajesz postaciom charakter bardzo podobny do tego, który pojawia się w książkach u Jo. Że nawet zmianę w zachowaniu Rona łatwo wpisać w jego kanoniczny charakter, a i Ginny też nie wchodzi w rolę przesadnej, jadącej na Rona przyjaciółeczki, a jest właśnie taka ginnyowata. :D Jednak najbardziej urzekły mnie przemyślenia z perspektywy Harry’ego — te obawy w kwestii przyjaźni ich trójki, a potem ta charakterystyczna niechęć do wtrącania się, bo przecież „on się też za bardzo nie zna…” I to zszokowanie zachowaniem Rona, ale przecież Harry nie zwróci w nieprzyjemny sposób uwagi kumplowi, więc udaje, że nie ma nic do jego zachowania. :’)
Trochę nie widzę jednak Hermiony obijającej Rona o sufit, jakoś jest to poza moim wyobrażeniem jej postaci. xD Ale nie zgodzę się z przedmówczynią, że jest pustą lalką. Właśnie przedstawiasz ją jako dziewczynę, dla której liczy się coś więcej, niż tylko ciągłe pocałunki, gdy widzi problem w związku — chce rozmawiać, a gdy druga strona nie chce go rozwiązać — nie pozwala, aby nastkowa miłość zepsuła jej życie i tak zawładnęła emocjami, aby nie mogła się dalej skupić na nauce. Poza tym ładnie przedstawiasz jej charakterystyczną postawę anty-Księciową. A brak głębszych przemyśleń? Jeny, jesteśmy dopiero na wstępie, a i ciężko o supergłębsze przemyślenia przy takim stylu narracji...
Zastanawia mnie tylko sytuacja z zajęć na eliksirach: piszesz, że Hermiona zajęła miejsce obok jakiejś dziewczyny ze Slytherinu — wydaje mi się, że po sześciu latach Hermiona jednak powinna wiedzieć, kim jest owa dziewczyna, tym bardziej, że na szóstym roku na eliksirach było 12 osób, z czego 4 Ślizgonów, z czego 3 to na pewno Nott, Draco i Zabini i wydaje mi się, że czwartą osobą była Pansy. A trochę głupie by było, gdyby Hermiona nie kojarzyła Pansy…
„jakiekolwiek uczucie lub emocję” — emocje (potem piszesz: „pozytywne lub negatywne” — w liczbie mnogiej)
„a po pomieszczeniu rozlało się światło” — hej, mówisz tu o całej bibliotece, taka lampka to mogła wpłynąć na jakiś mały obszar między regałami, a nie całe pomieszczenie. xD
Ogólnie jestem bardzo na tak i czekam na kolejny rozdział. Jestem też ciekawa, jak rozwiniesz motyw Dracona i mam nadzieję, że to będzie takie fajne, przemyślane, logiczne dramione, bo się już na to nastawiłam i masz mnie nie zawieść, bo już na zawsze chyba zrażę się to tego pairingu. xD
Buziaki, pozdrawiam, weny życzę i czekam na następny (dłuższy) rozdział!
mózg
Jeeejku, dziękuję <3 To niesamowite, że komuś się chciało pisać tak długi komentarz pod moim postem!
UsuńZ szablonem miałam problem - ciężko mi było znaleźć coś, co nie byłoby tandetne, a zarazem wpasowałoby się w moje gusta i wizję opowiadania. Z czasem mam zamiar zmienić szatę graficzną, ale muszę znaleźć coś dobrego :)
Miałam problem z tymi eliksirami XD Trochę rozszerzyłam rzeczywistość, bo bardzo nie chciałam, żeby to była Pansy - wolałam postawić tu jakąś kompletnie anonimową osobę i może trochę tego nie przemyślałam :P
Z tym pomieszczeniem też się głowiłam XD Bo chodziło mi o to, że światło rozlało się między regałami, koło których stała lampa, ale nie wiedziałam, jak to ładnie ująć i koniec końców wyszło tak, jak wyszło :P Ale wrócę do tego i naprawię :)
Generalnie nie lubię czytać długich rozdziałów, bo często są siermiężne i pisane "na przymus" i sama chcę tego uniknąć. Jeśli dobrze pamiętam, to rozdział III będzie podobnej długości, ale IV wyszedł mi nieeeeco dłuższy :D
Mam nadzieję, że tym opowiadaniem nie zawiodę ani Ciebie, ani siebie. Bardzo bym chciała, żeby wyszło mi to fajnie i żebym nie czuła niedosytu. Strasznie się cieszę, że zechciałaś podzielić się ze mną swoimi spostrzeżeniami :)
Serdecznie dziękuję i pozdrawiam!